Sam sentyment nie wystarczy, żeby ożywiony „Kajko i Kokosz” podbił serca szerokiej publiki – moje własne, zdystansowane spojrzenie na produkcję Netfliksa.
O jakże czekałem na ten serial, wręcz odliczałem aż się pojawi w serwisie Netflix i oto jest nasz polski Kajko i Kokosz, który wreszcie doczekał się animacji z prawdziwego zdarzenia! Są super rysunki, są ożywieni bohaterowie kultowego komiksu, są pamiętne teksty i bardzo dobry dubbing, ale… no właśnie brakuje mu czegoś, co pamiętam i wspominam z komiksów oraz tego, co mogliby wspominać współcześni widzowie. Wiem, że łatwo jest krytykować, łatwo jest ganić, ale niestety w moim przypadku było tak, że dostałem przepiękne ciastko, które jadłem też w dzieciństwie, aż ślinka leci, jednak po ugryzieniu okazuje się, że zabrakło nadzienia, które przecież było w tej konkretnej łakoci.
Kajko i Kokosz Janusza Christy to dla mojego pokolenia z pewnością coś więcej niż zwykły komiks – to dwaj sympatyczni bohaterowie, którzy ubarwiali naszą wyobraźnię i cieszyli swoimi przygodami w czasach, kiedy bajki Disneya oglądaliśmy w święta, a o całodobowych kanałach z bajkami mogliśmy pomarzyć.
Twórcy netfliksowych przygód Kajka i Kokosza podeszli dość wiernie do oryginalnych zeszytów – pod kątem realizacyjnym nie mogę mieć zastrzeżeń, bowiem wszystko jest na bardzo wysokim poziomie. Sama animacja, choć trochę statyczna – nie przeszkadza, oddano bardzo wiernie kreskę Janusza Christy i faktycznie ma się wrażenie, że bohaterowie ożyli, dostając nowe życie.
Także dialogi i ogólny zarys fabuły ściśle powiązane są z oryginalnymi komiksami – być może aż za bardzo, bo brakuje wielu smaczków, o które mogliby pokusić scenarzyści. Przy tym zastanawia mnie, jak tę historię odbiorą osoby, które twórczości Christy nie znają oraz jak międzynarodowa publiczność „poczuje” klimat wojów Mirmiła.
Do (za)szybkiego obejrzenia na smartfonie
Odcinki są krótkie, wiec wszystkie 5 epizodów ogląda się je jednym tchem, a smok Miluś łączy je ze sobą w zwartą opowieść. Ciężko jednak poczuć sympatię do głównych bohaterów, którzy w komiksach stanowili oś każdej opowieści. Nie wiem, czy ktoś kto nie zna na wylot komiksu, będzie w stanie związać się z sympatycznymi wojami. Humor jest lekko archaiczny i prosty – oprócz lekko suchego wątku z hasłem do maczugi Łamignata nie pokuszono się o odniesienia do czasów obecnych.
Jako zatwardziały fan tych komiksów z pewnością nie obraziłbym się, gdyby odcinki były dłuższe, historia bardziej rozwinięta – a nie tylko wierne przeniesienie samego komiksu – przecież nie o to tu chodzi? Akcja i dialogi są bardzo dynamiczne – na pewno nie zanudzają, ale według mnie wszystko dzieje zbyt szybko, za szybko!
Serial świetnie ogląda się na smartfonie, ze względu na komiksową formułę. Bliskie ujęcia postaci na ekranie telewizora o przekątnej 65 cali tracą swój urok, który sprawdza się na drukowanych okienkach komiksu. Smartfon ze względu na swoje rozmiary, jest zdecydowanie bliższy komiksowi i w tym konkretnym przypadku jest chyba najlepszym urządzeniem.
W odróżnieniu do wciąż porównywanego Asterixa – animowana wersja Kajka i Kokosza jest nieco uboga i nie wychodzi poza ucięte fragmenty grodu, lasu czy warowni zbójcerzy – a szkoda.
Co pomogłoby serialowi o dzielnych wojach?
Na widzów czeka jeszcze kilka odcinków – w sumie ma ich być aż 26 – chyba nieco więcej niż liczy cała drukowana seria, ale być może te dłuższe – jak np. Kajko i Kokosz – W Krainie Borostworów zostaną rozbite na dwie krótsze części? Bardzo żałuję, że twórcy nie zdecydowali się rozwinąć historii, trochę sfabularyzować komiksy, dodac kilka smaczków od siebie, które byłyby świetnym uzupełnieniem genialnych komiksów.
Moim zdaniem zabrakło finezji, inteligentnego żartu i twórczej intencji. Zamiast tego mamy do czynienia z odtwórczym przekładem komiksu na ekran, któremu zabrakło duszy, którą miał oryginał.
Animacja jest prosta, ładna, ale nie wychodzimy poza ramy komiksu – a szkoda. NIe dodano żadnych pobocznych wątków, które pozwoliłyby widzowi zaprzyjaźnić się z bohaterami i lepiej ich poznać. W efekcie otrzymujemy dobrze zanimowane postaci świetnego komiksu w poprawnym stylu – za co dziękujemy, i tyle! A szkoda.
Dla fanów – pozycja obowiązkowa. Dla młodych widzów? Ciężko mi powiedzieć, czy ta animacja stanie się dla nich ikoniczna, jak dla nas komiksy – raczej bym tego się nie spodziewał…
Czy warto obejrzeć?
Oczywiście, że tak! Bez względu na odczucia, jest to świetna przygoda, dla fanów przygód Kajka i Kokosza, nie wiem tylko, czy dla wszystkich? Netflix chciał zrobić coś uniwersalnego, zarówno dla młodych jak i starych – ale czy mu się udało?
Czy potencjał słowiańskiego Kajka i Kokosza został zmarnowany? Z pewnością nie – wreszcie ktoś odważył się na prawdziwą ekranizację. Zabrakło jednak duszy, nowego tchnienia. Broni go na pewno sentyment, który raczej nie wystarczy, aby zdobyć serca młodszej widowni, nie wspominając o międzynarodowych widzach.
Pierwsze 5 odcinków możesz oglądąć w serwisie Netflix – do czego mimo wszystko zachęcam!
opracowanie własne